Jak CBA łapało nagrody
Za Sawicką - 700 tys. zł. Za aferę gruntową - choć Lepper się wymknął - 600 tys. Za kupno rzekomej willi Kwaśniewskich - blisko 300 tys. Tak nagradzał swoich ludzi Mariusz Kamiński, b. szef CBA
- Nagrody wypłacano za głośne, medialne sprawy, i to wąskiej grupie osób. Funkcjonariusze łapią się za głowy - mówi rzecznik Biura Jacek Dobrzyński.
Nowe szefostwo CBA odkryło system nagród, jaki wprowadził Mariusz Kamiński. Wyłącznie on rozdawał główne bonusy, czyli nagrody uznaniowe (w CBA nazywali je: "bądź z nami").
Nieprawidłowości za Kamińskiego wylicza "Informacja o wynikach działalności CBA w 2009 r.". Wykrył je audyt zarządzony przez jego następcę - Pawła Wojtunika. O nagrodach jest tu jedno zdanie. Poprosiliśmy więc CBA o szczegóły.
Otóż powołana za rządów PiS służba antykorupcyjna wywalczyła sobie zarobki dwa razy wyższe niż policja oraz wyższe niż inne specsłużby. Początkujący agent zarabiał ok. 4 tys. zł; eksperci - ok. 6 tys.; naczelnicy wydziałów - powyżej 7 tys.; dyrektorzy zarządów - ok. 8 tys.
Plus premie, dwie nagrody roczne i w końcu nagrody uznaniowe za "znaczące wyniki w służbie, wykonywanie zadań (...) wymagających zaangażowania i odpowiedzialności".
W 2006 r., gdy CBA dopiero raczkowało, fundusz "uznaniowy" wyniósł pół miliona złotych; w 2007 r. podskoczył do blisko 4,5 mln; w 2008 r. - do 6,4 mln. Po zmianie rządów podupadł - w 2009 r. wyniósł 2,2 mln (na ten rok zaplanowano 1,5 mln zł). W funduszu tym tkwią też zapomogi, dodatki mieszkaniowe i dodatki specjalne.
W 2007 r. CBA kosztowało podatników 92 mln zł; nagrody - 4,5 mln. Zatrudniało wtedy od 240 (styczeń) do 610 (grudzień) osób. Każda mogła więc liczyć średnio na tysiąc złotych nagrody.
Ale równe one nie były. W połowie lipca 2007 r. ok. 60 wybrańców Kamińskiego dostało do podziału 600 tys. zł. Była to wypłata za trud ścigania korupcji w resorcie rolnictwa Andrzeja Leppera. Skończyło się na złapaniu płotek, czyli pośredników powołujących się na wpływy. Po dwuletnim śledztwie prokuratura oceniła, że CBA stworzyło "fikcyjną sprawę", i postawiła zarzuty Kamińskiemu. A największe nagrody za "aferę gruntową" wyniosły 20-25 tys. zł.
Po paru miesiącach agenci CBA wręczyli łapówki posłance PO Beacie Sawickiej i burmistrzowi Helu; by "Polacy wiedzieli, na kogo głosować" - jak mówił Kamiński. Za tę operację nagrodził ok. 50 funkcjonariuszy. Dostali aż 700 tys. zł. Najwyższa nagroda - 28 tys. Takie pieniądze brali dyrektorzy Zarządu Operacyjno-Śledczego.
W sierpniu 2009 r. - po zakończeniu kompromitującej operacji poszukiwania rzekomo ukrytego majątku Kwaśniewskich - wypłacono 273 tys. zł (CBA zostało z kupioną przez agenta willą, z którą nie wie, co zrobić).
- Fundusz nagród był już wtedy na wyczerpaniu, a resztki rozdysponowano tuż przed zmianą szefostwa - informuje rzecznik Dobrzyński.
Słynny "agent na elity" Tomasz - pracując nad sprawą Sawickiej, celebrytki Weroniki Marczuk i Kwaśniewskich - dostał ok. 100 tys. zł nagród. Tak szacują nasze źródła.
Gdy Kamiński odchodził, w CBA pracowało ok. 880 osób. ABW - licząca ok. 5,5 tys. ludzi - w zeszłym roku dała 10,6 mln zł nagród. A Komenda Stołeczna Policji (9,6 tys. funkcjonariuszy) wydała na nagrody i zapomogi 9,2 mln zł.
Policjanci - pracujący nie wśród elit, białych kołnierzyków, często narażając życie - dostają w nagrodę 800, 1200, 2 tys., 6 tys. zł do podziału na patrol. Za wzorcowe w skali Europy rozwikłanie napadu na Kredyt Bank, gdzie zamordowano trzy osoby, nagrody wyniosły od 1,5 tys. do 10 tys. zł.
- To, co się działo w CBA, było demoralizujące - komentuje oficer Biura.
Kamińskiemu nagrody uznaniowe przyznawał premier. W CBA nie ma o nich informacji.